Wielka Sowa, najwyższy szczyt Gór Sowich to częsty kierunek wycieczek.

Wielka Sowa w Górach Sowich nie należy do najtrudniejszych wyzwań, niezależnie od pory roku. Popularność swoją zawdzięcza również tym, że prowadzi na nią kilka szlaków, o różnych stopniach trudności. Najprostszy i najkrótszy szlak prowadzi z Przełęczy Sokolej. Często wybieramy tą opcję, zwłaszcza, gdy nie mamy za dużo czasu na górskie wędrówki. Na Wielkiej Sowie zimowo byliśmy ostatnio w 2018 r – wtedy nie mieliśmy szczęścia do pogody. Widoczność na szczycie była mocno ograniczona. W Sylwestra 2020/ 2021 było mroźnie i nie oszukujmy się, niewiele widać nocą w świetle czołówek. Tym razem miało być zupełnie inaczej… Bajkowo i magicznie… A jak wyszło?!

Trasa wycieczki na Wielką Sowę: Hotel Czarny Rycerz (Kamionki) – Śpiewak – Kozie Siodło – Wielka Sowa – Śpiewak – Kozie Siodło – Hotel Czarny Rycerz

Z centrum Wrocławia dojazd pod Wielką Sowę nie powinien zająć Wam więcej niż 1,5 h podczas których pokonacie dystans ok 80 km. Początkowo chcieliśmy wejść z Kamionek na Kalenicę i zobaczyć nową wieżę widokową, ale ostatecznie wybór padł na Wielką Sowę – choinki w śniegu wzywały.

Odcinek trasy:  Hotel Czarny Rycerz (Kamionki) – Śpiewak

Samochód parkujemy przy Hotelu Czarny Rycerz w Kamionkach. Zamknięty z powodu pandemii robi smutne wrażenie. Z plecakami pełnymi prowiantu oraz drewna na ognisko na szczycie ruszamy czarnym szlakiem zwanym Drogą Sentymentalną. Od początku cieszymy się jak z dzieci brnąc w śniegu – zima w pełni.

Naszym pierwszym celem jest mini wodospad. Zamiast czarnym szlakiem decydujemy się na mały skrót prowadzący wzdłuż rzeki. W ramach atrakcji piękne sople i przeciskanie się przez skały. I dużo śniegu.

Lekko zamarznięty wodospad robi wrażenie. Przy drewnianej kładce nakładamy raczki i odpinam kijki. W pełni uzbrojeni zaczynamy się powoli wspinać czarnym szlakiem. Przed nami ponad 500 m przewyższenia. Pokrywa śnieżna sprawia wrażenie, że poziom nachylenia jest mniejszy, co wcale nie sprawia, że szlak jest łatwiejszy. Po prostu ma się wrażenie, że idzie się „wyżej” nad drogą niż latem.

Na szlaku jesteśmy całkowicie sami. O tym, że ktoś szedł tego dnia przed nami świadczą ślady w przetartym śniegu.  Po około 30 minutach zdobywamy pierwszy w tym dniu szczyt – Śpiewak (695 m npm).

Odcinek trasy: Śpiewak – Kozie Siodło

Chwila na zaczerpnięcie oddechu i ruszamy dalej czarnym szlakiem w kierunku Przełęczy Kozie Siodło. Otaczający nas zimowy krajobraz zapiera dech w piersiach. Jest czysto, biało i spokojnie. Lekki mrozik szczypie w policzki, słońce co jakiś czas przedziera się między chmurami.

W pewnym momencie ślady się urywają – przed nami wysokie zaspy. Bez żadnych śladów. W tym miejscu ktoś zawrócił – nie byli to zdaje się fani przecierania szlaków. Czując w sobie ducha Szerpów decydujemy się iść dalej. Tyle już przeszliśmy, że bez sensu odpuszczać. Każdy ma swoje K2 😉

Oczywiście nie możemy sobie odmówić sesji fotograficznej w zaspach.

Śmiechy śmiechami ale szczyt się sam nie zdobędzie. Przedzieranie się przez śnieg jest dosyć męczące i opóźnia nasze tempo. Widoki wynagradzają nasz trud. Pogoda jest idealna. Spójrzcie tylko na niebo.

To super uczucie, gdy jesteś pierwszy na szlaku, a przed Tobą nie było nikogo. Przynajmniej żadnego człowieka. Przez całą drogę towarzyszą nam bowiem ślady jakiegoś małego zwierzęcia. Ciekawe jakiego? Na moje oko to lis. Michał z nadzieją spogląda czasem na las – może pojawi się wśród drzew jeleń albo lis – to byłaby gratka dla fotografa. Ja tymczasem skupiam się, by nie zapadać się za głęboko w śniegu i nie nadwyrężać kolan (a przede wszystkim poetycko nie wyrżnąć orła). Podczas zeszłorocznego wypadu na Śnieżnik mocno im się oberwało. Na razie jednak (tfu, tfu, odpukać) z kolanami jest OK.

Stroma droga prowadzi nas coraz wyżej. Jedynie po znakach na drzewach widać wyraźnie dokąd sięga śnieg i jak wysoko nad „normalnym szlakiem” jesteśmy.

Kolejne zachwycające widoki dookoła – dochodzimy do tego, co Michała najbardziej interesowało na tej trasie – śnieżne choinki. Spędzamy mnóstwo czasu robiąc zdjęcia zimowego krajobrazu z każdej niemal perspektywy. Takiego zachwycającego widoku dawno nie widziałam. A najpiękniejsze jest to, że jest on tylko dla nas. Jesteśmy tutaj zupełnie sami. Nawet wiatr czy śpiew ptaków nie zakłóca ciszy.

W końcu dochodzimy do Przełęczy Kozie Siodło i trafiamy na … cywilizację. To doskonałe miejsce do odpoczynku – jest wiata z ławami – korzystamy więc z okazji i wyciągamy nasz prowiant. Gorąca herbatka idealnie się sprawdza w takich warunkach.

Odcinek trasy: Kozie Siodło – Wielka Sowa

Kozie Siodło to skrzyżowanie szlaków prowadzących na Wielką Sowę. Dlatego spotykamy tutaj ludzi, w tym narciarzy biegówkowych. W Górach Sowich jest wiele wytyczonych tras pod biegówki. W sezonie letnim muszą tu być tłumy. Dzisiaj jest zaledwie kilka osób.

Stąd czerwonym szlakiem to już 40 min na szczyt. Droga, choć ciągle stroma prowadzi między, choinkami. Oczywiście ośnieżonymi. Sceneria wprost bajkowa. Plusem jest przetarty szlak. Idzie się więc szybko i sprawnie (pomijając ciągle przerwy na zdjęcia).

Na szczycie pierwsze kroki kierujemy na wieżę widokową. Mamy nadzieję na zdjęcia z samej góry. Niestety, wieża jest nieczynna. Nie ma żadnej informacji na drzwiach więc nie wiemy, czy spóźniliśmy się czy po prostu w ogóle nie była otwarta. Wielka szkoda.

Wieża widokowa pochodzi z roku 1906 i ma wysokość 25 metrów. Nieco ponad 30 lat wcześniej powstała tutaj konstrukcja drewniana. Podczas uroczystego otwarcia murowanej budowli wieży nadano imię Otto van Bismarcka. Obecnie jednak wieża nosi imię Mieczysława Orłowicza, a wejście do środka jest płatne i niestety nie zawsze możliwe. O czym sami się przekonaliśmy.

Na szczczycie są, wspomniana wcześniej, wieża widokowa, trzy wiaty, rzeźba sowy, muflona, ławeczki, zamarźnięta toaleta, kapliczka (w niedzielę odbywają się tutaj Msze Św.) oraz wieża przekaźnikowa…Robimy obchód i na końcu kierujemy się pod wiatę. Tradycyjnie pali się tam ognisko. Pomimo zimy oraz środka tygodnia, a tym samym małej ilości ludzi na szczycie, palenisko się pali. Michał dokłada nasze drewno do wspólnego ogniska, ja szykuję kiełbaski oraz dodatki.

Kiełbaski z musztardą i ogórkami kiszonymi smakują wyśmienicie. Nie jestem fanką tłustego mięsa ale kiełbaska na szczycie to tradycja. Inaczej się wypad nie liczy 😉

Przyglądam się ludziom. Niektórzy chyba nie zanotowali faktu zmieniających się pór roku. Pomimo zimowej aury, śniegu i lodu na szlakach, niektórzy zdobyli szczyt w adidasach lub dresach (aktualnie z mokrymi nogawkami). No, ale przygoda jest i można się pochwalić zdjęciami na Instagramie.

Posileni i napojeni gorącą herbatką obliczamy czasówkę. Jest już po 15:00 więc decydujemy się na powrót tą samą drogą. Czeka nas najprawdopodobniej powrót w czołówkach i lepiej wracać „po swoich śladach”, zwłaszcza, że szlak już przez nas przetarty.

Odcinek trasy: Wielka Sowa – Śpiewak

Jeżeli myślicie, że tak sobie szliśmy szybko nie zwracając już uwagi na otaczający nas, znajomy, krajobraz to… nas nie znacie. Nie mogliśmy (zwłaszcza Michał) przepuścić okazji do zrobienia zdjęć zaśnieżonych choinek w świetle zachodzącego słońca.

Odcinek trasy: Śpiewak – Kozie Siodło – Hotel Czarny Rycerz

Wieczorna szarówka dopada nas za Śpiewakiem. Ubieramy więc czołówki. Droga w dół stromym zboczem nie należy do najłatwiejszych. Wymaga dużo skupienia i uwagi. W duchu dziękuję za raczki i kijki, dzięki którym trochę łatwiej jest zachować równowagę.

Droga powrotna jest dosyć męcząca. Na dodatek zapadający mrok ogranicza nam widoczność. Przy kładce przy wodospadzie decydujemy się wybrać drogę czarnym szlakiem zamiast naszym „skrótem”. Nie jestem pewna czy to dobra decyzja. … Momentami jest strasznie – idziemy po lodzie, mając po lewej stronie przepaść. No cóż, miało być K2 … Wrażenia podobne.

W końcu widzimy w oddali hotel. Uff, można odetchnąć z ulgą. Szybka zmiana butów i po chwili siedzimy w aucie czekając, aż ogrzewanie zacznie działać. W drodze powrotnej robimy przerwę na tradycyjną zupkę (kocham naszą kuchenkę) i możemy już wracać do Wrocławia.

Wielka Sowa w zimowej odsłonie

Do tej pory nie byłam szczególną fanką zimowych wypraw górskich – zimno, śnieg po kolana, lód na drodze i w ogóle… brrr ale wypad na Wielką Sowę całkowicie odczarował, a raczej zaczarował moje poglądy. Zimowe góry są piękne, czyste, ciche i magiczne, na szlaku można poczuć się jak zdobywca a dzięki śniegowi nie odczuwa się tak mocno pokonywanej wysokości.

Warto więc się przełamać i spróbować choćby najłatwiejszego szlaku w zimie. Chcielibyście coś dodać? Może macie jakieś ciekawe historie z zimowych wypraw? Możecie podzielić się nimi tutaj, w komentarzu lub wysłać do mnie mail.

zdjęcia: instagram.com/wobiektywie_ml/

INFORMACJE O TRASIE

długość proponowanej trasy: 10,9 km
czas przejścia proponowanej trasy: 3:41 h (w zimie doliczcie z godzinę)
suma przewyższeń: 558 m

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Na szlaku z Kamionek (parking przy hotelu Czarny Rycerz) nie ma żadnego schroniska. Warto wziąć to pod uwagę planując całodzienną wycieczkę. Plusem są miejsca na ognisko na szczycie – są nawet metalowe kije do kiełbasek do użytku turystów.

  • Wybierając się w okresie zimowym warto ubrać się na cebulkę, do plecaka wziąć zapasowe skarpetki i koszulkę.

  • Pamiętajcie o gorącym napoju i odpowiedniej ilości prowiantu. A przede wszystkim o piciu podczas wyprawy – odwodnienie to najczęstsza przyczyna osłabienia.

  • Warunki na zimowych szlakach często są trudniejsze niż w lecie – konieczne będą raczki lub choćby nakładki na buty. Przydatne są również kijki trekkingowe i jeżeli nie macie spodni narciarskich stuptuty.

  • Wielka Sowa należy do szczytów Korony Sudetów Polskich, Korony Gór Polskich i Korony Sudetów.

01.2021


2 Komentarze

Krysia · 02/02/2021 o

Przepiękne zdjęcia♥️ taka bajkowa zima, taka pamiętam z dzieciństwa❄️ a ta wieża jak z bajki o
Roszpunce.☺️ Jak to jest z oznakowaniem szlaku w zimie. Jest łatwo się odnaleźć? Czy wszystkie są widoczne 🙂 chyba to mnie przeraża w obcych górach że nie znając terenu łatwo przegapić oznakowanie szlaku zwłaszcza takiego nie przetartego a już wogole jak sypie czy wieje wiatr.

    Izerka · 03/04/2021 o

    Takich wież widokowych w podobnym stylu w Sudetach jest kilka – pozostałości po niemieckiej turystyce 🙂 W bardzo brzydkiej pogodze, gdy widoczność jest zła, odradzam (zwłaszcza początkującym) wychodzenie w góry. Oznakowanie najczęściej jest na drzewach na tyle wysoko, by śnieg nie przykrył znaków. Zimowe szlaki często są również oznaczone tyczkami, np. w Karkonoszach. No i warto korzystać z aplikacji i map online.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *